Koniec roku składnia do podsumowań. Jakie wydarzenia, trendy, nowe regulacje prawne, które pojawiły w mijającym roku wywarły, pańskim zdaniem, największy wpływ na funkcjonowanie polskiej branży transportu drogowego?
Jest to dla nas wyjątkowo trudny okres. Polscy przewoźnicy, którzy mieli pełne portfele zamówień na swoje usługi w Unii Europejskiej, w związku z wyhamowaniem trendu wzrostowego w gospodarkach państw członkowskich Wspólnoty odczuwają znaczny, poniżej wszelkich przewidywań, spadek zapotrzebowania na transport. Utracili zdolność konkurencyjną, którą mieli wcześniej i tkwią w oczekiwaniu na zamówienia na transport. W tym samym czasie przewoźnicy z innych krajów pracują bez przeszkód. Ich państwa zadbały o to, żeby w sposób rozważny wdrażać kolejne regulacje prawne, chociażby przepisy Pakietu Mobilności, i żeby nie zakłóciły one stabilnego funkcjonowania branży transportowej. Mam tu na myśli takie państwa jak Litwa, Rumunia, Węgry, Czechy czy Słowacja. Nic dziwnego, że tam chętnie przenoszą swoje aktywności polscy przewoźnicy, natomiast Litwini, którzy mieli u nas swoje firmy, zamykają je. Polski Ład oraz nonszalancja przy implementowaniu przepisów Pakietu Mobilności spowodowały, że polscy przewoźnicy mają bardzo wysoki poziom kosztów, których przy obecnie funkcjonujących na rynku ofertach transportowych nie są w stanie pokryć. To powoduje, że wielu polskich przedsiębiorców transportowych przeżywa poważny kryzys. Jest również spora grupa takich, którzy rezygnują z dalszego wykonywania działalności transportowej. W wielu przypadkach dlatego, że osiągnęli wiek emerytalny, a ich spadkobiercy bronią się wszelkimi sposobami przed przejęciem firmy. Mamy więc do czynienia z poważnym kryzysem w polskiej branży transportowej.Jednym z jego przejawów jest to, co dzieje się na granicy z Ukrainą. Jaka jest, pańskim zdaniem, szansa na spełnienie żądań protestujących przewoźników i w miarę szybkie odblokowanie przejść granicznych?
Nie było reakcji naszego państwa na nieprawidłowości, których dopuszczają się nowi uczestnicy europejskiego rynku transportu drogowego. Mam tu na myśli przewoźników z Ukrainy, którym uchylono furtkę na rynek europejski, a oni natychmiast doprowadzili do jej wyważenia. Oferują usługi nie oglądając się na zasady obowiązujące w Unii Europejskiej. To doprowadziło do poważnego kryzysu pod koniec roku, na który nasze państwo nie zareagowało właściwie. Skutkiem tego była eksplozja niezadowolenia ze strony polskich przewoźników, którzy utracili rynki wschodnie, budowane przez nich przez ostatnie dziesięciolecia. W efekcie mamy blokady na granicy, a były już rząd nawet nie podjął próby likwidacji przyczyn, które wywołały protesty transportowców, nie podjął działań zmierzających do naprawy tej bardzo trudnej i delikatnej sytuacji. W ten sposób podrzucił rozżarzony węgiel nowej władzy. Uważam, że tego kryzysu nie uda się w najbliższych tygodniach rozwiązać, ponieważ determinacja po stronie protestujących osiągnęła już taki poziom, że nie zamierzają wysłuchiwać pustych obietnic i akceptować żadnych półśrodków ze strony nowego rządu.W opinii dwóch poprzednich szefów resortu infrastruktury, do kryzysu na granicy doprowadziła polityka Unii Europejskiej i to z tamtej strony należy oczekiwać skutecznych mechanizmów prowadzących do rozwiązania nabrzmiałego problemu...
Celem umowy zawartej pomiędzy UE a Ukrainą w zakresie liberalizacji przewozów było umożliwienie wywożenia z Ukrainy produktów pochodzenia rolniczego, aby ochronić je przed zniszczeniem lub grabieżą przez rosyjskiego agresora. Niestety, umowa nie jest realizowana przez ukraińskich przewoźników, którzy nie zamierzają przewozić tych towarów. Wolą stać na pusto w długich kolejkach elektronicznych razem z pojazdami, które zostały załadowane towarem na eksport, niż podejmować ładunki od oligarchów za symboliczne stawki wynoszące około 600 euro. Innymi słowy, ukraińscy przewoźnicy wykoncypowali sobie, że bardziej będzie im się opłacało czekać dwa tygodnie w kolejce i wyjeżdżać ze swojego kraju na pusto po to, żeby w Polsce pozyskać jakiś ładunek i przetransportować do któregoś z krajów Europy Zachodniej, tam wykonywać kolejne przewozy i przed upływem 50 dni zabrać ładunek powrotny do Ukrainy. To jest dzisiaj najbardziej powszechnie realizowany model działania przez ukraińskich przewoźników. Polscy natomiast bez ingerencji państwa nie są w stanie odzyskać tych ładunków, ponieważ klienci nielegalnie korzystają z usług tańszych nawet o 40 procent przewoźników z Ukrainy. Dla nich jest to znakomity biznes, natomiast dla europejskich, w tym również polskich transportowców jest to bariera nie do pokonania z powodu ponoszenia o wiele wyższych kosztów. Jak wyjść z impasu? Nasze państwo musi użyć swoich instrumentów prawnych żeby dogłębnie zbadać zagadnienie, przeprowadzić gruntowne kontrole i stosować kary wobec tych, którzy łamią przepisy.Na co zatem powinni zwrócić największą uwagę polscy przedsiębiorcy transportowi, aby z powodzeniem kontynuować działalność w 2024 roku, zachować konkurencyjność i zyskowność swoich firm?
Z całą pewnością należy mieć otwarte oczy na zjawiska, które będą zachodzić w Unii Europejskiej i na świecie, szczególnie tam, gdzie zamierzamy kierować nasze ciężarówki, albo już wykonujemy usługi transportowe. Te zewnętrzne czynniki mają bowiem ogromny wpływ na podaż naszych usług i z ich obserwacji należy wyciągać wnioski. Nieusprawiedliwiony jest gniew ze strony usługodawców na brak możliwości wykonywania przewozów, ponieważ nasze usługi zależą bezpośrednio od zewnętrznych trendów rynkowych. Kiedy produkcja osiąga duże obroty, to równolegle pojawia się zapotrzebowanie na usługi transportowe. I odwrotnie - różnego rodzaju rynkowe zatory, bariery, utrudnienia powodują ograniczanie produkcji, zmniejszenie wymiany towarowej, co ma ogromny wpływ na zapotrzebowanie na transport. Nikt bowiem nie zamierza zatrudniać przewoźników do wożenia powietrza. Mówiąc konkretnie - rynek przewozów całopojazdowych od klienta do klienta kurczy się. Musimy odnaleźć się w nowej rzeczywistości gospodarczej.Rozmawiał: Cezary Bednarski
Fot. ZMPD
Graf. Rene Rauschenberger (Pixabay)